Przejdź do głównej zawartości

Mucha

Tkwię w chwilowym zawieszeniu. Magicznym punkcie styku pomiędzy światem rzeczywistym a otchłanią snu.
Nagle w mej głowie pojawia się myśl silniejsza od wszystkich innych myśli - Syn! 
Po czym, jeszcze w półśnie ale już świadoma, słyszę huk spadającego z łóżka ciała. Moja myśl wyprzedziła mnie o magiczne trzy sekundy. 
W mgnieniu oka pokonuję kilka metrów. Syn półprzytomny ale już stojący mówi: 
- Wszystko dobrze Mamo. Nic się nie stało.
Znam ten ton głosu, oznacza "Mamo wcale nie jest dobrze. Ale nie chce Cię martwić więc wkręcam Ci, że jest dobrze. Dam sobie radę sam." Ja na szczęście wiem, w czym problem - chce mu się siku. Mógł poczuć się zdezorientowany, bo jesteśmy tutaj od wczoraj. Budząc się w nocy pewnie kompletnie nie pamiętał gdzie jest toaleta. Prowadzę go więc i włączam światło w pokoju gdyż wieś podlaska pogrążyła się w egipskich ciemnościach. Nawet oko już przywykłe do nocy nadal niewiele dostrzega. Syn podchodzi z niepewnością do toalety i natychmiast z niej ucieka. 
Idę za nim. Jest zdenerwowany gdyż ewidentnie pęcherz wypchany ma po brzegi.
- Olafek co jest? Chodź zrobisz szybko siku.
Wprowadzam ponownie Syna do toalety. Podchodzi z niepokojem do kibelka i znowu ucieka do pokoju.
Lecę za Synem kompletnie zdezorientowana. 
- Synek o co chodzi? No chodź zrobisz siku i zaraz znowu się położymy.
Syn zaczyna biegać jak opętany pomiędzy łazienka a pokojem. Łzy zachodzą mu na oczy. Minę ma przerażoną. Ucieka mi. Nie reaguje na mnie. Jakby znikał do innego mrocznego świata, do którego nie mam dostępu. Boi się a ja kompletnie nie wiem czego i nie mam pomysłu jak mu pomóc. Czuję przerażenie. Próbuje go odzyskać mówiąc:
- Synuś co się stało? 

Nie odpowiada.

Panika mi go zabrała.

Próbuję go przytulić.

Nic.

Syn biega wte i wewte. 
Wbiega do łazienki, zagląda do kibelka i ze łzami w oczach z niego ucieka.
I tak na okragło.

Serce bije mi jak oszalałe. Bo nie wiem. NIE WIEM. Co siedzi mu w głowie. I BOJĘ SIĘ.
Czy coś widzi oczyma duszy swojej?
Może zły sen, który ciągle tkwi w jego głowie? Potwory jakieś wychodzące z muszli klozetowej?

Nigdy nie doświadczyliśmy regresu. Syn urodził się kosmitą. Ale zawsze czułam paniczny strach, że coś się stanie. COŚ mi go odbierze jeszcze bardziej. Że pogorszy mu się i stracę go.
Że będę rozumiała jeszcze mniej. 
I bała się jeszcze bardziej...

Syn po raz dwudziesty wbiega z paniką do łazienki. Podskakuje, bo fizjologia nie czeka. Zagląda do kibelka. Łzy płyną z jego oczu. 
Włączam w łazience światło. Wcześniej nie chciałam go oślepiać. Zaglądam do kibelka.
Mucha.

W kubełku pływa MUCHA, która zabiłam gdy Syn spał. 
- Olafek czy to przez tę muchę? - Pytam zszokowana jak Kolumb odkryciem Ameryki.
Syn kiwa głową.

O Maryjo! To było takie proste! 

Uruchamiam spłuczkę. Potwór pogrąża się w otchłani wody. Pole czyste.
Syn z ulgą opróżnia pęcherz.
Schodzi z niego całe napięcie i kieruje się do łóżka. 
Zmęczony, ale już spokojny, zapada w sen. 

Fałszywy alarm.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Istota

Siedzę z Synem w karczmie. Jak zawsze poddenerwowana. Uczucie permanentnego niepokoju weszło mi już w krew. Bo na przykład Syn mógłby nagle oznajmić mi, że on nie ma ochoty tutaj siedzieć i żadna próba mej perswazji nie przekonałaby go do zmiany zdania. Fakt złożonego u kelnera zamówienia rownież nie odegrałby tu najmniejszego znaczenia. Jego chwilowe pragnienie, powiedzmy, zabawy nad basenem stałoby się wtenczas absolutnym priorytetem.  Dlatego zawsze muszę mieć kilka planów awaryjnych podtrzymujących jego dobre i przyjazne samopoczucie. Dzisiaj zabrałam telefon i w czasie oczekiwania na zamówienie przyobiecałam bajkę na YouTube. Niestety, plan mój wzięło w łeb, bo urocza podlaska wieś ma w zwyczaju alienację wirtualną. Internet bywa tu rzadkim gościem. Więc, o zgrozo, bajki nie będzie. Na szczęście Syn znalazł ukojenie w pisaniu wiadomości do swojego taty. Nawet nie przeszkadza mu fakt, że brak zasięgu uniemożliwia konwersację. Jednokierunkowy kanał zaspokoił go. Tymczasem do...

Robot

Denerwuje mnie każda chwila. Każde zachowanie Syna. Każde słowo, które wypada z jego ust. To jak po raz tysięczny mówi mi swój klasyczny żarcik nie zwracając nawet uwagi na mój wykrzywiony wyraz twarzy i nie zadając sobie choćby minimalnego trudu na ocenę mojego samopoczucia. Każdy inny człowiek, nawet dziecko, zauważyłoby że pioruny aż biją z moich oczu i dzisiaj lepiej w ogóle się do mnie nie zbliżać. Ale on tego nie wie. Żarcik śmieszy. Więc dlaczego nie miałby rozśmieszyć mnie również i dzisiaj? W taki dzień jak ten dostrzegam jego inność tak wyraźnie, że czuję przerażenie nim i własnymi emocjami. Dzisiaj denerwują mnie wszyscy ludzie.  Ci, którzy próbują mi coś radzić. Szczególnie można mnie doprowadzić do szału tekstami pokroju "musisz patrzeć na pozytywne strony swojego dziecka". Że co? Że niby w ogóle nie patrzę?! Daję z siebie tysiąc procent. Nieporównywalnie więcej niż Ty - mamo "zwykłego" dziecka. Więc nie dobijaj mnie. Albo "on nic za to nie m...