Przejdź do głównej zawartości

Nieznośna lekkość bytu

Wychodzę przed karczmę. Syn miał siedzieć na schodach i na mnie czekać. Gdzie on jest? Idę w kierunku chatek z grillami, rozglądam się, wołam. 

Nic. 

Złość za niesubordynację przeradza się w zmartwienie. Lecę w kierunku zagród ze zwierzętami. Był taki zachwycony kurami, kogutami, bażantami i kozami, że może bezmyślnie sam tam pognał. 

Niestety nie ma go. 

Pędzę na basen i już oczyma duszy mojej widzę jak jego małe ciałko bezwiednie unosi sie na tafli wody... 

Tam też go nie ma. 

Ulga. A jednocześnie coraz szybsze bicie serca. Nigdy aż tak się nie zgubił. Biegnę znowu do karczmy, może wrocił się i mnie tam szuka...? 

Tam też go nie ma i nikt go nie widział.

To może udał się do naszego pokoju? Stoi pewnie pod drzwiami i na mnie czeka... Pędzę co sił do naszej chaty. Dlaczego biegnę tak wolno? Otwieram ciężkie drzwi i lecę po schodach potykając się o długą spódnicę. 

Nie czeka :(

Ogarnia mnie panika. Lece znowu w kierunku chatek. Pytam przypadkowych ludzi, czy ktoś widział małego chłopca blondynka, ma niebieską koszulkę i pomarańczowe spodenki. 
Tak! Ktoś widział jak tędy przebiegał ale... to było chwilę temu. A teraz nie ma już śladu. Zapadł się pod ziemię.
Ciągle wołam go:
- Olaf, Olaaaaf, gdzie jesteś? Olaf odezwij się!

Mój mózg pracuje na przyspieszonych obrotach. Podsuwa nową myśl - może recepcja? Syn pewnie pamiętał, że po śniadaniu mieliśmy się tam udać. Cała spocona biegnę do recepcji w nadziei, że ujrzę tam Syna. 

Niestety, tam też go nie ma. 

Ręce mi się już trzęsą i łzy napływają do oczu. Zawsze odpowiada jak go wołam. Teraz jednak odpowiada mi tylko złowieszcza cisza :( 
Przypadkowa kobieta w recepcji pyta kogo szukam. 
- Małego chłopca o blond włosach - odpowiadam zmachana.
- Widziałam takiego w sklepie zielarskim, tuż obok - odpowiada.
Pędzę do sklepu. Syn siedzi sobie zamyślony w sieni na krześle, kompletnie nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji i poziomu mojej paniki.
- Synu, dlaczego nie odpowiadałeś jak Cię wołałam? - pytam roztrzęsiona i zszokowana gdyż przebiegałam tędy kilka razy.
- Bo nie byłem pewny czy to Ty - niewinnie i wiarygodnie rzecze Syn. 

Powietrze ze mnie ucieka. On chyba faktycznie gdzieś odleciał. To taki stan, kiedy miewam wątpliwości jak wysoka jest jego świadomość bytu i na ile te braki uzupełnia swa inteligencja...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mucha

Tkwię w chwilowym zawieszeniu. Magicznym punkcie styku pomiędzy światem rzeczywistym a otchłanią snu. Nagle w mej głowie pojawia się myśl silniejsza od wszystkich innych myśli - Syn!  Po czym, jeszcze w półśnie ale już świadoma, słyszę huk spadającego z łóżka ciała. Moja myśl wyprzedziła mnie o magiczne trzy sekundy.  W mgnieniu oka pokonuję kilka metrów. Syn półprzytomny ale już stojący mówi:  - Wszystko dobrze Mamo. Nic się nie stało. Znam ten ton głosu, oznacza "Mamo wcale nie jest dobrze. Ale nie chce Cię martwić więc wkręcam Ci, że jest dobrze. Dam sobie radę sam." Ja na szczęście wiem, w czym problem - chce mu się siku. Mógł poczuć się zdezorientowany, bo jesteśmy tutaj od wczoraj. Budząc się w nocy pewnie kompletnie nie pamiętał gdzie jest toaleta. Prowadzę go więc i włączam światło w pokoju gdyż wieś podlaska pogrążyła się w egipskich ciemnościach. Nawet oko już przywykłe do nocy nadal niewiele dostrzega. Syn podchodzi z niepewnością do toalety i natychmiast...

Istota

Siedzę z Synem w karczmie. Jak zawsze poddenerwowana. Uczucie permanentnego niepokoju weszło mi już w krew. Bo na przykład Syn mógłby nagle oznajmić mi, że on nie ma ochoty tutaj siedzieć i żadna próba mej perswazji nie przekonałaby go do zmiany zdania. Fakt złożonego u kelnera zamówienia rownież nie odegrałby tu najmniejszego znaczenia. Jego chwilowe pragnienie, powiedzmy, zabawy nad basenem stałoby się wtenczas absolutnym priorytetem.  Dlatego zawsze muszę mieć kilka planów awaryjnych podtrzymujących jego dobre i przyjazne samopoczucie. Dzisiaj zabrałam telefon i w czasie oczekiwania na zamówienie przyobiecałam bajkę na YouTube. Niestety, plan mój wzięło w łeb, bo urocza podlaska wieś ma w zwyczaju alienację wirtualną. Internet bywa tu rzadkim gościem. Więc, o zgrozo, bajki nie będzie. Na szczęście Syn znalazł ukojenie w pisaniu wiadomości do swojego taty. Nawet nie przeszkadza mu fakt, że brak zasięgu uniemożliwia konwersację. Jednokierunkowy kanał zaspokoił go. Tymczasem do...

Robot

Denerwuje mnie każda chwila. Każde zachowanie Syna. Każde słowo, które wypada z jego ust. To jak po raz tysięczny mówi mi swój klasyczny żarcik nie zwracając nawet uwagi na mój wykrzywiony wyraz twarzy i nie zadając sobie choćby minimalnego trudu na ocenę mojego samopoczucia. Każdy inny człowiek, nawet dziecko, zauważyłoby że pioruny aż biją z moich oczu i dzisiaj lepiej w ogóle się do mnie nie zbliżać. Ale on tego nie wie. Żarcik śmieszy. Więc dlaczego nie miałby rozśmieszyć mnie również i dzisiaj? W taki dzień jak ten dostrzegam jego inność tak wyraźnie, że czuję przerażenie nim i własnymi emocjami. Dzisiaj denerwują mnie wszyscy ludzie.  Ci, którzy próbują mi coś radzić. Szczególnie można mnie doprowadzić do szału tekstami pokroju "musisz patrzeć na pozytywne strony swojego dziecka". Że co? Że niby w ogóle nie patrzę?! Daję z siebie tysiąc procent. Nieporównywalnie więcej niż Ty - mamo "zwykłego" dziecka. Więc nie dobijaj mnie. Albo "on nic za to nie m...