- Olaf zobacz! To małe koźlątko ma rogi a te duże nie mają!
- Bo tak może być mamo, że dziecko jest zupełnie inne od swoich rodziców - rzecze Syn swoim naukowym tonem.
- To tak jak Ty i ja Synek:) Jesteś takim moim koźlątkiem - Syna niezmiernie bawi mój "żarcik". Metaforę między wierszami pozostawiam dla siebie...
Podchodzę do jednej z kóz i zaczynam ją głaskać po pyszczku. Zwierzę obwąchuje wnętrze mojej dłoni w poszukiwaniu chleba, który przynieśliśmy jej wczoraj.
- Nie mam chleba kózko, dzisiaj nic wam nie przyniosłam - mówię do kozy.
- Mamo, Ty mówisz do kozy??? :) - retorycznie pyta Syn - Ona Ci nie odpowie...
- To tak jak Ty Synek.... Czesto do Ciebie mówię a Ty - jak ściana - kompletnie mnie nie słyszysz...
Syn jednak już nie słyszy....
Ależ zebrało mi się dzisiaj na ciętą ripostę...
- Synek zobacz jaka cudna kurka! - mówię wskazując kurkę zupełnie inną niż wszystkie.
- Mamo, ta kurka jest robotem! - rzecze poważnie Syn.
- Kurka robotem??? Z niedowierzaniem i rozbawieniem powtarzam jego stwierdzenie. Syn, widząc moje zaskoczenie, zaczyna się śmiać i dostrzegać niedorzeczność swojej teorii.
Zadziwia mnie konstrukcja jego mózgu. Czego nie zna, nie doświadczył - jest dla niego maszyną, robotem albo komputerem.
"Zwykłe" dzieci mają wrodzoną umiejętność rozpoznawania podobieństw. Zobaczy w książeczce rysunek kota a potem każdy, nawet niezdarny szkic kota, wywoła reakcję "patrz! kotek!".
Mózg Syna działa inaczej. Cała jego wiedza oparta jest na doświadczeniu i obserwacji realnego świata. Choćbyśmy sto razy oglądali książeczkę o kotach to i tak nie spamiętałby jak on wygląda i nie rozpoznał w prawdziwym świecie. Jeden wyjazd na wieś i Syn rozpoznaje kilkanaście gatunków zwierząt.
No tak, ale ktoś może powiedzieć - tak ma każde dziecko. Często, gdy opowiadam o trudnościach Syna laikowi od spektrum, w dodatku będącemu rodzicem naurotypowego dziecka, mówi mi, że przecież każde dziecko tak ma. Że trudności Syna są zwykłymi trudnościami każdego dziecka.
To prawda. Problem polega nie na tym, że te trudności są. Tylko na tym jak bardzo są nasilone.
Spektrum to za dużo. Za bardzo. Za mocno. Za często.
Jest ok gdy dziecko interesuje się autobusami. Ale nie jest ok gdy są one całym jego życiem. Mówi o nich przy każdej okazji. Wszędzie ich wypatruje. Zna wszystkie linie w kilkumilionowym mieście.
Jest ok gdy dziecko się złości. Emocje są ludzkie. Każdy z nas odczuwa smutek, radość, gniew, agresję. Nie jest jednak ok gdy dziecko wpada we wściekłość za to, że podałaś mu niebieską łyżeczkę zamiast zielonej. Przez tę nieszczęsna łyżeczkę nakręca się przez godzinę. Potem już nie pamięta o co chodziło ale wyzwie i pokopie Bogu winnego rodzica. I po takich kilku akcjach, Ty - matko dziecka ze spektrum - wiesz już doskonale, że jedyną słuszną łyżeczką jest ZAWSZE ta zielona.
Jest ok gdy dziecko interesuje się komputerami. Ale nie jest ok gdy wszędzie gdzie jesteśmy wypatruje kabli i urządzeń. Nie bawi się zwykłymi zabawkami tylko z pudeł i sznurków konstruuje swoje komputery i urządzenia. I nawet kurę ma za robota.
- Bo tak może być mamo, że dziecko jest zupełnie inne od swoich rodziców - rzecze Syn swoim naukowym tonem.
- To tak jak Ty i ja Synek:) Jesteś takim moim koźlątkiem - Syna niezmiernie bawi mój "żarcik". Metaforę między wierszami pozostawiam dla siebie...
Podchodzę do jednej z kóz i zaczynam ją głaskać po pyszczku. Zwierzę obwąchuje wnętrze mojej dłoni w poszukiwaniu chleba, który przynieśliśmy jej wczoraj.
- Nie mam chleba kózko, dzisiaj nic wam nie przyniosłam - mówię do kozy.
- Mamo, Ty mówisz do kozy??? :) - retorycznie pyta Syn - Ona Ci nie odpowie...
- To tak jak Ty Synek.... Czesto do Ciebie mówię a Ty - jak ściana - kompletnie mnie nie słyszysz...
Syn jednak już nie słyszy....
Ależ zebrało mi się dzisiaj na ciętą ripostę...
- Synek zobacz jaka cudna kurka! - mówię wskazując kurkę zupełnie inną niż wszystkie.
- Mamo, ta kurka jest robotem! - rzecze poważnie Syn.
- Kurka robotem??? Z niedowierzaniem i rozbawieniem powtarzam jego stwierdzenie. Syn, widząc moje zaskoczenie, zaczyna się śmiać i dostrzegać niedorzeczność swojej teorii.
Zadziwia mnie konstrukcja jego mózgu. Czego nie zna, nie doświadczył - jest dla niego maszyną, robotem albo komputerem.
"Zwykłe" dzieci mają wrodzoną umiejętność rozpoznawania podobieństw. Zobaczy w książeczce rysunek kota a potem każdy, nawet niezdarny szkic kota, wywoła reakcję "patrz! kotek!".
Mózg Syna działa inaczej. Cała jego wiedza oparta jest na doświadczeniu i obserwacji realnego świata. Choćbyśmy sto razy oglądali książeczkę o kotach to i tak nie spamiętałby jak on wygląda i nie rozpoznał w prawdziwym świecie. Jeden wyjazd na wieś i Syn rozpoznaje kilkanaście gatunków zwierząt.
No tak, ale ktoś może powiedzieć - tak ma każde dziecko. Często, gdy opowiadam o trudnościach Syna laikowi od spektrum, w dodatku będącemu rodzicem naurotypowego dziecka, mówi mi, że przecież każde dziecko tak ma. Że trudności Syna są zwykłymi trudnościami każdego dziecka.
To prawda. Problem polega nie na tym, że te trudności są. Tylko na tym jak bardzo są nasilone.
Spektrum to za dużo. Za bardzo. Za mocno. Za często.
Jest ok gdy dziecko interesuje się autobusami. Ale nie jest ok gdy są one całym jego życiem. Mówi o nich przy każdej okazji. Wszędzie ich wypatruje. Zna wszystkie linie w kilkumilionowym mieście.
Jest ok gdy dziecko się złości. Emocje są ludzkie. Każdy z nas odczuwa smutek, radość, gniew, agresję. Nie jest jednak ok gdy dziecko wpada we wściekłość za to, że podałaś mu niebieską łyżeczkę zamiast zielonej. Przez tę nieszczęsna łyżeczkę nakręca się przez godzinę. Potem już nie pamięta o co chodziło ale wyzwie i pokopie Bogu winnego rodzica. I po takich kilku akcjach, Ty - matko dziecka ze spektrum - wiesz już doskonale, że jedyną słuszną łyżeczką jest ZAWSZE ta zielona.
Komentarze
Prześlij komentarz